Zoso
Użytkownik wpmt
09 02 2011 (21:25:27)
Użytkownik ocenił pracę na 6
Cóż, komentarz Aubreya [chyba] wszystko podsumował, jednak skomentuję od siebie, ze względu na jedną rzecz. Związek nie tyle co na odległość, a moją jego interpretację i 'życiowe doświadczenie' - związek po prostu ciężki do'realizowania'. Ów wyżej wymieniony związkiem bywa najpiękniejszym. Uczy wielu, wielu rzeczy.
(w tym wypadku problemem jest ilość kilometrów 'dwójkę' dzieląca.
Co do komentarza niżej, nie zgadzam się ze słowem beznadziejna. Po stokroć. Chciałbym usłyszeć jakieś podparcie na takie osądzenie puenty.
Gdy po skupieniu się nad każdym wersem dotarłem do zakończenia miałem przed oczami milczącą postać. Piękną, inteligentną kobietę; z nieruchomym wzrokiem i dziwnie optymistycznym uśmiechem wpatrującą się w pociągowe okno i przemykający świat.
Po przeczytaniu pracy widzę osobę nie zwracającą uwagi na tak błache problemy jak odległość, czy brak akceptacji "kogoś", kto związku nie akceptuje. Stawiającą miłość jako priotytet, która z priorytetową szybkością zostawia w tyle problemy.
Dla niej nie ma miejsca na rozmyślanie, czy inne "co by było gdyby". Wybrała to, co mówiło jej serce. Śmieje się w twarz problemom dzisiejszego świata wierząc w to, że prawdziwe uczucie zwycięży wszystko. Nie zwracając uwagi na jakieś bzdety.
Forma wolna, nie mam się do czego nawet tyć przyczepić. Zdecydowanie stawiam 6, za emocje i za przekaz pracy.
Jeden z lepszych jakie ostatnio czytałem.
Może to Pink Floyd lecący w tle tak wpłynął.
Well, thanks Lady; tak po francusku kończąc;)
aubrey
Użytkownik wpmt
06 02 2011 (22:54:49)
Użytkownik ocenił pracę na 6
Zastanawiam się, jak ugryźć Twój wiersz, żeby czegoś w nim nie zepsuć ze względu na moją skłonność do zbytniej rozbieżności między tym, co jest w tekście, a tym, co sam dostrzegam. Spróbuję trzymać się tylko Twojej myśli, ani kroku więcej!
Są takie utwory, obok których nie można przejść obojętnie, są takie utwory, które proszą się o skomentowanie lub też – pozostawienie śladu przemyśleń czytelnika pod nimi. Tak mam z tym.
Już sam tytuł przyciąga prostotą, przywołuje pierwsze skojarzenia. Czyżby tekst miał traktować o bilecie, po prostu zwyczajnym bilecie ze zniżką? To byłoby samo w sobie już interesujące, bo chciałbym zobaczyć Twój punkt widzenia na coś tak błahego. Jednak Ty na bazie tytułu, który bywa kluczem do interpretacji wiersza, dajesz nam, czytelnikom, piękną, niezwykle emocjonalną refleksję nad życiem kobiety, będącej bohaterką stworzonej przez Ciebie sytuacji lirycznej.
Zgrabnie operujesz lirykami, łącząc pośrednią, bezpośrednią i inwokatywną w jednym tekście, choć przede wszystkim w pierwszej części tematycznej mamy pośrednią, w drugiej natomiast – bezpośrednią. Podział ten wykorzystujesz do nakreślenia dwóch, pozornie ze sobą niezwiązanych rzeczy, a które pod koniec utworu tworzą miły dla czytelnika romantyczny obraz.
Zaczynasz, można by rzec, banalnie. Rzucasz stwierdzenie, którego logicznym rozwinięciem jest cały Twój wiersz. Bo przecież tory są banalną, acz nader oczywistą i piękną metaforą ludzkiego życia, jego sensu i celu. Bo przecież tory kierują nas ku czemuś, dzięki nim podążamy dokądś. Dokąd? W tym przypadku nie do ostateczności, lecz do zachodzącego słońca dnia. Delikatnie, choć dość dosadnie kontynuujesz swoją myśl. I tak – dajesz rady, jak się okazuje później, rady samej sobie, pomimo że można tekst odebrać uniwersalnie.
„kilometry wyśmiewać
odległości wszelkie z piskiem odrzucać
chwilą myśleć
być tym drzewem
przemkniętym”
To wszystko jest oczywiste, a jednak mało kto odważy się ową oczywistość podać w zmienionej, przerobionej, Twojej formie, która – na przestrzeni kilkunastu miesięcy – ewoluowała. Poezja kobieca, miłosna, trochę poświatowskowa, ale z elementami horacjańskimi. Niedostępna, lecz nie zamknięta tylko i wyłącznie na jednego adresata. Coś wyjątkowego.
Dalej mamy jeden jedyny znak interpunkcyjny, zawarty w jednowersowej cząstce składniowo-wersyfikacyjnej albo, jak kto woli, w strofoidzie. Wyraźna zmiana nastrojowości utworu. Chciałoby się powiedzieć, że jest to swoista oś utworu, opierająca się na słowie: pospiesznie.
Bo, rzeczywiście, później jest dynamizm, wyrażony przez inny typ liryki, zdominowany przez czasowniki w pierwszej osobie liczby pojedynczej, ponadto sama forma ulega zmianie – mamy strofoidy już nie na wzór intelektualnej Szymborskiej, ale tzw. „schodki różewiczowskie”, dzielące tekst na określone uczucia, a nie spójne myśli.
”Twoje
Lęki
Kocham”
Tutaj nie wiem co zrobić z dużymi literami – czyżby osobiste rozwinięcie skrótu przewoźnika kolejowego TLK. Być może w tym miejscu idę za daleko, ale dla mnie, jest to zabieg interesujący, chociaż nie wiem czy celowy. Warto zwrócić uwagę na pewną nieścisłość i zagadkę, przynajmniej w moim odczuciu. Bo nie jest pewne, czy, jako autorka, udzieliłaś w tym miejscu głos komuś innemu, dzięki czemu kolejna strofa jest odpowiedzią na to, czym są owe lęki, czy też pozwalasz prowadzić bohaterce wiersza monolog ze samą sobą. Ciekawe jestem, jak jest naprawdę.
I znów ciśnie mi się na usta słowo: banalne, ponieważ banalne i błahe wydają się być lęki kobiety, bądź co bądź tak uderzająco podobne do lęków każdego z nas. Następnie sformułowanie:
”Reszta
ważna nie jest”
prowokuje jeszcze bardziej niż poprzednia myśl, poprzednia powszedniość. Zakończenie lekko odstaje od całej wykreowanej przez Ciebie sytuacji lirycznej. Odstaje, pomimo tego, że stanowi pewną kropkę nad „i”. Już tłumaczę. Twój wiersz, jak wcześniej napisałem, jest refleksją nad życiem kobiety, z której czynisz bohaterkę, obdarzoną niebywałą umiejętnością balansowania na linii kiczu i oryginalności. Ona nie zadaje pytań tylko i wyłącznie sobie – rzuca nimi z kobiecym wdziękiem w czytelnika i stara się go nakłonić do rozważań. A czym się kończą owe rozważania? Uśmiechem, bo przecież my to wszystko już w i e m y, ale nie zdajemy sobie nieraz z tego sprawy.
Mógłbym napisać tylko: świetny wiersz, gratuluję talentu, ale to byłoby nie fair w stosunku do tego wiersza, w stosunku do Ciebie, jako autorki. To dopiero, czy aż trzeci tekst Twojego pióra, który komentuję. „Dżuma” uderzyła we mnie z impetem, „Wyszeptani głupcy” pokazali czym jest dzisiejszy świat, a ten wiersz zapukał do serca i wszedł skromnie, zadomowił się, i wywołał uśmiech na twarzy. Po raz trzeci, Mariko – dziękuję za chwile Twojej (nowej) wrażliwości.