Zwykli mówić i widzieć: niebieskie niebo, zieloną trawę, szary szkolny budynek, żółte słońce, czerwone róże. Pokój ma białe ściany, taki sam sufit. Graty tworzą klimat tego pomieszczenia. Okno z paroma smugami nie oświetla wnętrza: światło zasłania blok naprzeciwko. Budynek "od tyłu" – nieładny, bez żadnego okna z tej strony. Nie widać żadnej twarzy, nie ma sąsiadów. On leży na łóżku. Pokój jest pomieszczeniem w królewskiej rezydencji. Sufit skrzy się diamentami. Drewniana podłoga jest wyszorowana na połysk. Kartonowe pudła są skrzyniami złota i srebra. Szafa stanowi sejf, pełen rubinów, szafirów, szmaragdów, topazów. Pościel utkana z satyny. Poduszka to obłok. Niebieska tapicerka wygląda jak fluoryt. Tylko powietrze jest ciężkie i trudno uchwytne. Jego źrenice są rozszerzone, krew szybko krąży w żyłach, oddech jest nierówny. Obok leży piękna, czarnowłosa dziewczyna. Ta, na którą czekał całe życie. Słyszy głos, gładki jak jej skóra, którą on zaczyna pieścić. Na jej ustach gości uśmiech, promienieje, roziskrzając pokój. Światło razi po oczach, odbijając się od drogich materiałów. Chciałby, żeby przestało świecić, ale tylko na chwilę, aby mógł za chwilę znów sycić się barwami. Zgodnie z jego obawami, wszystko zaczyna blaknąć. Kolory są przyćmione. Znów przede wszystkim widzi ohydną szarą ścianę bez okna. Drżącymi dłońmi rozrywa folię. Mocno zaciska pasek na przedramieniu, przytrzymuje go zębami. Ręka staje się zimna, drętwieje. On unosi mały przedmiot, zakończony igłą. Igłę wbija pod skórę, pod zawiązanymi paskiem. Przyciska drugi koniec przedmiotu. Czuje, jak substancja roznosi się po ciele wraz z krwią. Działa równie szybko. Wyjmuje igłę. Chwilę trzyma się za ramię. Krótkimi, mocnymi uderzeniami dwóch palców pomaga lekarstwu rozejść się po organizmie. Wszystko wraca, znów lśni. Nawet mocniej niż poprzednio. Mocniej niż kiedykolwiek. Błogi uśmiech kontrastuje z pustą strzykawką. Strzykawką, która nie kojarzy się z niczym dobrym. Czarnowłosa znów do niego mówi. Odszedł lęk, że wszystko zniknie. Teraz już nie ma wątpliwości: ona, królewski pokój i widok na przypałacowy ogród są prawdziwe. Ponadto na zewnątrz krzyczą poddani, chcą zobaczyć swego władcę! Nie ma ochoty podnosić się z podłogi, wyłożonej czerwonym, puszystym dywanem. Mimo wszystko robi to, bo królowi nie wypada leżeć na podłodze. Zamyka oczy. Mija kilka minut, gdy w końcu i dziewczyna wstaje z podłogi. Czemu ma do niego pretensje? Czemu go szarpie? Co krzyczy? "Znów się naćpałeś?" Jak ona śmie tak mówić do swego pana?! Służba nie przychodzi. Ona mówi: "Jestem twoją matką!" Aha, czyli chce się pobawić w mamę i chorego synka? On płonie pożądaniem, a ona po prostu go zostawia. On nie krzyczy. Dziwne, lecz ta dziewczyna naprawdę wydawała się matką… Zakończenie? Tak, zakończenie takich zabaw jest zawsze za wczesne. On rzadko będzie widział sąsiedni szary mur. Częściej diamentowy mur albo nieskazitelne białe ściany w pomieszczeniu z zakratowanymi oknami, a do tego głosy. Nie poddanych, lecz innych marzycieli…
Płeć: nieznana
Ocena: 5
Liczba komentarzy: 5
Data dodania: 24.05.2009r.
Statystyki: Wiersze: 9701 | Proza: 2330 | Publicystyka: 721 | Komentarze: 68305 | Użytkownicy: 12452
Online(57): 57 gości i 0 zarejestrowanych: